Zarzuty dla matki w sprawie poparzenia synka
Wobec podejrzanej Moniki S. z Karlina prokurator prowadzącej śledztwo Prokuratury Rejonowej w Białogardzie zastosował dozór policyjny.
Kobieta, jak przekazał w czwartek prok. Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie, nie przyznała się do popełnienia zarzucanych jej czynów.
W środę tożsame zarzuty usłyszał także Mariusz J., ojciec 1,5-rocznego chłopca. Mężczyzna jest też podejrzany o spowodowanie lekkich obrażeń ciała u starszego dziecka. Miał kilkukrotnie uderzyć je kijem.
„Mariusz J. przyznał się do pierwszego zarzutu, przy czym tłumaczył, że nie poszedł z synkiem do lekarza, bo wierzył w zapewnienia teściowej, że wystarczy smarowanie maścią i nic złego dziecku się nie stanie. Do spowodowania lekkich obrażeń u starszego dziecka się nie przyznaje. W jego ocenie jest dobrym ojcem” – mówił w środę prok. Gąsiorowski.
Do Sądu Rejonowego w Białogardzie skierowany został wniosek o zastosowanie tymczasowego aresztowania wobec mężczyzny na trzy miesiące. Wniosek nie został jeszcze rozpoznany. Według śledczych podejrzany może na tym początkowym etapie postępowania przygotowawczego wpływać na jego bieg, próbować się ukrywać lub uciec.
Obu rodzicom grozi do pięciu lat pozbawienia wolności.
Monika S. i Mariusz J. z dziećmi niedawno ponownie zamieszkali w Karlinie (woj. zachodniopomorskie). Według relacji rodziców półtorarocznego chłopczyka, ich synek nieszczęśliwie 28 maja poparzył się zupką chińską. Matka miała ją zalać wrzątkiem, postawić na stole, przy którym była kołyska z chłopcem i siedziało przy nim starsze dziecko. Naczynie z zupą zostało szturchnięte i zupa wylała się na młodsze dziecko. Matka dzieci dzwoniła do ich babci i z nią konsultowała, jak leczyć poparzenie. Świadczyć ma o tym zabezpieczona korespondencja telefoniczna. Nikt z domowników nie wezwał do dziecka pomocy medycznej, nie zgłosił się też z nim do lekarza.
Sprawa wyszła na jaw przypadkowo po kilku dniach od zdarzenia, gdy 3 czerwca w mieszkaniu rodziny pojawiła się policja wezwana do awantury między małżonkami. Funkcjonariusze zauważyli leżącego w łóżeczku półtorarocznego poparzonego chłopca. Wezwali karetkę i zatrzymali rodziców. Byli trzeźwi. Starsze dziecko przebywało wówczas u babci.
Chłopiec z oparzeniami drugiego stopnia twarzy, szyi, klatki piersiowej, brzucha, obu ramion i pleców, łącznie 15 proc. powierzchni ciała, karetką trafił najpierw do szpitala wojewódzkiego w Koszalinie. Tam lekarze zadecydowali o przewiezieniu go do placówki medycznej w Szczecinie, gdzie trafił na stół operacyjny.
„Było podejrzenie sepsy, chłopiec miał wysoką gorączkę. Obecnie stan jego zdrowia nie zagraża życiu” – mówił PAP w środę prokurator rejonowy w Białogardzie Jarosław Zając.
Prokuratura wystąpiła do sądu rodzinnego o wydanie zarządzeń tymczasowych o pieczy zastępczej dla obojga dzieci. (PAP)
Autorka: Inga Domurat
ing/ joz/